środa, 19 kwietnia 2017

Pokuta za grzeszenie Miłością

  No i stało się ...
Co tu się rozpisywać...koniec...ale jaki...ech kurwa...
Jak blogosławieństwo trafilem Na fragment "Siedmiu Grzechów Głuchych" Kai...
  Jak ona to robi? Czyta z mojej Duszy...opisuje sytuacje, wcale nie takie zwykłe, ktore mnie się przydażyły...
Używa nawet moich słów i zwrotów by opisać moje uczucia...
 Czasem mam do niej żal...bo uwierzyłem, bo jej słowa idealnie usprawiedliwiały lub nadawały "sens" kurestwu, ktorego doświadczałem...a ktorego dostrzec nie chciałem...
 Ale ten fragment zadziałał jak lek, jak odtrutka. Poczułem nieodparta chęć powiedzenia tego na głos...wyartykułowania tego światu i jej...tamtej...owej...
I mi lżej...

środa, 20 lipca 2016

Something about "friends"...

   
   Oh...good old facebook days when I had like 120 people on my friends list...
   Some of them I knew in person and some just from facebook...yet all of them meant something...we were in touch, we commented posts and pics, argued and laughed...
   And then that girl from my hometown found me...and invited me of course. I had to check her pictures...old pictures...OK...I remembered her ...we just knew each other.
But I felt bad so I accepted...and that's how it started...more and more...people I KNEW...FUCK!
   Sometimes when I looked on list of people that facebook "thought I knew" I was like: fuck if I see them it's obvious they see me....
   Anyway some day I had like 450 fucking friends...non active...with stupid questions like "what's up?". We haven't seen each other for like 25 years, we weren't even friends yet they ask me "what's going on in my life through all these years"...
   So finally I decided...and unfriended almost 300...fuck some of them didn't even notice and some didn't even know we were "friends"...
    Well I better won't be complaining about being alone again...

wtorek, 12 lipca 2016

Na...prawdę...

                             

  Jako wielkiemu orędnikowi prawdomow-
ności I szczerości jest mi troszkę niezręcznie przyznać, że prawda to jednak bardzo nieporęczna rzecz...
  Żyje sobie przez jakiś czas w swoim wyimaginowanym świecie...w ktorym nie tyle jestem okłamywany co niewyprowadzany z błędu. Przeróżne sygnały, które zdają sie rzeczywiste bagatelizuję albo nadaje im"drobny", nieistotny charakter.. relatywizuję, sam podpowiadam usprawiedliwienia, które mnie zadawalają. Zaklinam rzeczywistość i jest cudownie...
Generalnie boli jak chuj, ale są chwile, dla ktorych "warto żyć".
Gdyby te "niby-kłamstwa", polprawdy I niedomówienia mogły trwać wiecznie...ale nie...prawda przecież musi zwyciężyć...musi jebnąć po oczach, zaatakować serce I wypłynąć na wierzch jak gowno z zapchanego kibla. .
I nawet nie mogę mieć do nikogo pretensji...przecież to Ja sam siebie tak naprawdę oszukiwałem...
   Moja dziewczyna...była, nie wiem czy obecna ale mam nadzieję że przyszła (naprawdę) bardzo przeżyła porażke naszych na Euro...wracając z pracy, po drodze z kwiatkiem znalazłem pod domem piłkę...

sobota, 14 maja 2016

Urodziny "hejtera"...

  Lubię teatr, to taka wspaniała odskocznia od szarej kontraktorskiej codzienności. Pierwszy raz zabrała mnie tu, w Chicago do teatru dziewczyna, ktora złamała mi serce...
  Wczesniej nie chodziłem bo bałem się, że będę miał problemy z językiem. 
  Gdy zobaczylem to mniejsce,przeraziłem się. Nigdy nie widziałem tak małego teatru. Spodziewałem się, że doświadczę amatorki. I że będę "zmuszony" do aplauzu na stojąco tylko dlatego, że ktoś się bawi w teatr. Po 5 minutach z wrażenia miałem gęsią skórkę. Oczarowali mnie swoim profesjonalizmem I pasją...
  I tak zaczęła się moja przygoda z Trap Door Theatre.
  Wyjaśnię może skąd moje obawy. Otóż są wśród Polonii ludzie, którym nie wystarcza schemat "praca-dom-knajpa". Angażują się w różne przedsięwziecia artystyczne, spelniają swoje hobby. I o ile jestem całym sercem z nimi, że mają chęci, o tyle jednak efekty są na bardzo amatorskim poziomie...ale oni wystawiając przedstawienia lub występując na scenie oczekują uwielbienia. A gdy ktoś tak jak ja ośmieli się skrytykować to dostaje zjeby w stylu "sam coś zrób", "zazdrościsz", "jesteś hejterem" itp. Sorry, ale jestem widzem, odbiorcą. W garażu możesz robić co chcesz i super, ale jesli wyciągasz to na scenę to Ja oczekuję pewnego poziomu.
  A wogle to mam dziś urodziny...

środa, 11 maja 2016

Nie chcę...

  Jak możesz tak milczeć
  Prosto w serce...
  Zadzwoń...
  Napisz...
  Przecież muszę Tobie powiedzieć,
  Że nie mam nic więcej...
  Do powiedzenia...

poniedziałek, 9 maja 2016

Wkurzone, wkurzające Ego...

  Zawsze tak mam przed urodzinami...żyć mi się nie chce...
  Wszystko mnie wkurza. Pewnie z poczucia niespelnienia. Gdy ktos mnie pyta jak sie mam...nie lubie odpowiadac, że wszystko jest OK bo nie jest. I wtedy w głowie przewija się co nie jest OK...I odpuszczam. Bo przecież mogłoby być gorzej, bywało gorzej...duuużo gorzej. Więc odpowiadam że jest OK. Tendencyjnie ale niebanalnie bo przecież mam swoje uzasadnienie. Generalnie jednak brakuje mi wdzięczności. Mam prace, auto, stać mnie na wynajęcie mieszkania a w nim własnego kota, ktorego nazwałem własnym imieniem bo nie przyszło Mi żadne inne oryginalne do głowy. A co najważniejsze mam zdrowe, krnąbrne dziecko. Pysznie się do tego wszystkiego dobrego przyzwyczaiłem i ciągle chciałbym więcej...
  Najbardziej chciałbym jednego...ale o tym jak już mowiłem narazie pisał nie będę...
           
Ach...
Ego...
Ej...
Ja...
Dlaczego...
Bo Ja...
Dlatego...
Ech...

piątek, 6 maja 2016

Co ja tutaj robie...

  Jeżeli przez kilkanaście lat przed zaśnieciem marzysz by zostać gwiazdą rocka, albo że dostajesz Oscara, w wieku 30-stu lat rzeczywistość może zaskoczyć...
  To było do przewidzenia ale mając jako taki komfort życia, liczyłem że wydarzy się coś niepowtarzalnego... Gdy miałem przebłyski powrotu do świata realnego, ogarniala mnie beznadzieja...
  Ale bylo jeszcze "światełko w tunelu"-
-koniec wieku, koniec tysiąclecia...była jeszcze "nadzieja", że wszystko pierdolnie i nie wyda się, że nie umiałem sobie poradzić. W ostatniej chwili-w 1999-tym roku dostałem wizę do USA...mój los miał się odmienić, miałem doświadczyć American Dream...
  Jako swój "sukces" mogę zaliczyć, że na "placu niewolników" pojawiłem się tylko raz...