Jako wielkiemu orędnikowi prawdomow-
ności I szczerości jest mi troszkę niezręcznie przyznać, że prawda to jednak bardzo nieporęczna rzecz...
Żyje sobie przez jakiś czas w swoim wyimaginowanym świecie...w ktorym nie tyle jestem okłamywany co niewyprowadzany z błędu. Przeróżne sygnały, które zdają sie rzeczywiste bagatelizuję albo nadaje im"drobny", nieistotny charakter.. relatywizuję, sam podpowiadam usprawiedliwienia, które mnie zadawalają. Zaklinam rzeczywistość i jest cudownie...
Generalnie boli jak chuj, ale są chwile, dla ktorych "warto żyć".
Gdyby te "niby-kłamstwa", polprawdy I niedomówienia mogły trwać wiecznie...ale nie...prawda przecież musi zwyciężyć...musi jebnąć po oczach, zaatakować serce I wypłynąć na wierzch jak gowno z zapchanego kibla. .
I nawet nie mogę mieć do nikogo pretensji...przecież to Ja sam siebie tak naprawdę oszukiwałem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz